To jest polskie tłumaczenie powieści Asano Atsuko - "No.6" by Aireladien. Na podstawie: http://9th-ave.blogspot.com/

piątek, 24 lutego 2012

Rozdział II: Cichy początek (Część 1)


Indeks sprawy (Pierwszy Odnotowany Przypadek)
Mężczyzna; lat 31. Pracownik firmy biotechnologicznej. Inżynier. Martwy w chwili znalezienia. Potwierdzony adres…


Mężczyzna usiadł na ławce w Parku i westchnął. Zastanawiał się, ile razy już wzdychał tego ranka. Westchnął znów i spojrzał na główkę sałaty, którą trzymał w ręce. Z jego ust uleciało kolejne westchnienie. Kruche, zielone liście były mocno przytwierdzone do główki – intensywność owinięcia zależała od jakości, ta zaś była pierwszej klasy sałatą. Oderwał jeden liść i włożył do ust. Miał delikatny smak i doskonałą strukturę. W rzeczy samej, pierwsza klasa. Więc dlaczego tak kiepsko się sprzedawała?

Ta sałata była dziełem jego rąk. Długo pracował w przedsiębiorstwie biotechnologicznym produkującym świeżą żywność, a głównie warzywa liściaste. Wierzył, że te pewne jakościowo, niedrogie i przepyszne bio-warzywa rozwiążą postępujący kryzys żywnościowy i wkrótce staną się filarem dystrybucji żywności w mieście. Był tego pewien. Mimo to sprzedaż nie szła tak dobrze, jak oczekiwał, więc zaczynał już tracić nadzieję. Kupujący, od jego bio-warzyw woleli produkty pochodzące z pól Południowo-Wschodnich Bloków. Duży popyt był zwłaszcza na warzywa liściaste, jak kapusta czy sałata. Jego szef zapowiedział mu, że jeśli tak dalej pójdzie, będzie zmuszony przerwać produkcję.

Poczuł swędzenie u nasady szyi. Coś dokuczało mu w tym miejscu już od kilku chwil. Mężczyzna miał skłonność do dostawania wysypki ze zmęczenia, więc z pewnością jeszcze dzisiejszego wieczora jego ciało pokryje się setkami czerwonych plamek. Zbyt dużo nieprzyjemnych rzeczy działo się tego dnia. Raz jeszcze westchnął. Sałata zaciążyła mu w ręce.  

Coś zadźwięczało mu w kieszeni na piersi. Ekran telefonu komórkowego wygenerowany przez jego kartę identyfikacyjną wyświetlił twarz młodej kobiety.

Pozdrowienia od Miejskiego Systemu Informacyjnego. Zawiadamiamy, że wyniki Dziecięcego Egzaminu są już dostępne. Aby potwierdzić tożsamość właściciela konta,  prosimy o wprowadzenie Numeru Obywatelstwa…

Zanim kobieta zdążyła skończyć, mężczyzna już zdążył wystukać swój numer. Tego dnia odbyły się egzaminy jego dwuletniej córeczki. Była błyskotliwą, cudowną małą dziewczynką. Nigdy nie ośmieliłby się wypowiedzieć tego głośno, ale miał cichą nadzieję, że osiągnie najwyższy wynik.

Dziękuję. Potwierdziliśmy pański odcisk palca oraz numer identyfikacyjny. Informacje są następujące…

Pojawiło się imię jego córki, a następnie zestaw szczegółowych  danych. Waga, wzrost, wymiary, stan zdrowia i odżywiania, etap rozwoju oraz rankingi rozmaitych umiejętności… wszystkie oceny wahały się średnio między A i C. Nie była ani nadto opóźniona ani wybitna. I to tyle. Mężczyzna przez chwilę wpatrywał się w ekran, aż w końcu schował swoją kartę z powrotem do kieszeni. Zobaczył w myślach uśmiechniętą twarz córki.

- Och, no cóż. – rzekł pod nosem i wyszczerzył się w uśmiechu do trzymanej w ręku główki sałaty. Uzdolniona czy nie, jego córeczka była wciąż jego córeczką. Kochał ją i uwielbiał całym sercem. I to wystarczyło.

Nagle uderzyła go pewna myśl. Czy możliwe, że był zbyt zaślepiony ideą osiągnięcia absolutnej perfekcji? Nic nie można było zarzucić jego sałacie. Lecz może to właśnie ta doskonałość stanowiła jej główną wadę? Główki sałaty ułożone rząd za rzędem – wszystkie jednakowe, wszystkie tak samo idealne. Może to było powodem, dla którego klienci nie chcieli ich kupować? Co, jeśli ta doskonałość po prostu odstraszała kupujących?

Zbliżał się robot-sprzątacz. Z jego metalowego tułowia sterczała okrągła głowa i dwoje ramion służących do podnoszenia śmieci i wrzucania ich do kosza znajdującego się wewnątrz jego ciała. Tak. Ta sałata była zupełnie jak ten robot. Gładka i porządna, lecz zbyt sztuczna. Warzywa, jakich chcieli konsumenci, musiały być bardziej unikalne, bardziej naturalne… Sałata wyślizgnęła mu się z ręki. Mężczyzna szybko schylił się, by ją podnieść i nagle zmarszczył brwi.

Hę?

Zesztywniały mu palce. Zamazał się wzrok. Z trudem łapał oddech. Robot podniósł sałatę i stanął. Wydobył się z niego głos młodego mężczyzny:

- Czy mogę to uznać za śmieć?

Mężczyzna otworzył usta, by odpowiedzieć, lecz opanował go gwałtowny atak kaszlu.  Wraz z wydzieliną, coś białego wypadło spomiędzy jego warg. Ząb. Jego zęby wypadały.

- Jest pan pewien? Zatem wyrzucam to. – Sałata wylądowała w śmietniku i robot ruszył dalej.

Czekaj, pomóż mi…

Mężczyzna wyciągnął rękę i wydał okrzyk przerażenia. Jego ramię na całej długości usiane było plamami. Ciało wydało mu się ciężkie. Zatoczył się i runął na ziemię, upadając w krzaki za ławką.

                                                                  
                                                           * * *

 

- Shion, spójrz na to.

Dopiero co wybiła szósta, gdy zawołał go jego współpracownik, Yamase. Oni dwaj byli jedynymi pracownikami Biura Administracji Parku. Razem obsługiwali i utrzymywali trzy roboty-sprzątacze, które patrolowały cały Park. Pracujące maszyny tego typu nadal jeszcze nie weszły do powszechnej produkcji i pozostawały w stadium prototypów, dlatego wciąż wymagały naprawy. Kierowanie nimi także sprawiało kłopot, ponieważ niezbyt dobrze szło im rozróżnianie śmieci. Po zapisaniu w komputerowej pamięci obiektu jako bezużytecznego, roboty powinny już go później rozpoznawać. Lecz one i tak za każdym razem odsyłały komunikat o błędzie „obiekt nierozpoznawalny”. Jeden nawet miał miejsce jakieś pół godziny temu. Obraz przesłany przez maszynę przedstawiał coś, co wyglądało jak główka od sałaty i Shion przez chwilę zastanawiał się, co z tym zrobić. Miał już do czynienia z naprawdę wieloma rzeczami, nad którymi musiał pomyśleć, czy uznawać je za śmieć, jak na przykład mały pisklak, który wypadł z gniazda, czy kapelusz z raczej ekstrawagancką dekoracją z piór. Sałata jednak pojawiła się po raz pierwszy.

- Coś się stało? – stanął za plecami Yamase, który siedział przy panelu operacyjnym.

- Hmm… Sampo dziwnie się zachowuje.

Yamase lubił nadawać robotom przezwiska. Sampo był Robotem Nr 3. Dzisiejszego dnia pracował w głębszych zakamarkach w rogu parku. Był to także ten sam robot, który podniósł główkę sałaty. Ekran przed nimi wyświetlał świecący na czerwono komunikat, informujący o nierozpoznawalnym obiekcie.

- Co jest na tym obrazku?

- Tak, ten obraz. Nie jest zbyt wyraźny, ale… dziwne.

- Co dziwne?

Yamase był dwudziestolatkiem – a więc o cztery lata starszym od Shiona – cichym z natury i rzadko dającym się zdekoncentrować. Spokojne usposobienie współpracownika stanowiło jeden z dwóch powodów, które sprawiały, że Shion lubił swoje miejsce pracy. Drugą przyczyną było to, że jego zajęcie polegało głównie na obsłudze maszyn, więc nie musiał zbyt dużo rozmawiać z ludźmi.

- Rzuć okiem na to. – powiedział Yamase, przełączając obraz na widok z kamery.

- Możesz trochę wyostrzyć?

- Jasne. – padła odpowiedź i dłonie Yamase szybko przesunęły się po panelu kontrolnym. Obraz stał się wyraźniejszy.

- Co... – Shion przysunął się bliżej i oddech zamarł mu w gardle. Stopy? Para nóg w dżinsach wystawała zza ławki. Mógł też dojrzeć na stopach brązowe buty.

- Myślisz, że on śpi…? – głoś Yamase zadrżał.

- Są jakieś oznaki życia?

- Hę?

- Czy możesz podnieść czułość sensorów Sampo do maksimum?

Sampo był wyposażony w kilka receptorów, które wykrywały ciepło, dźwięk i dotyk. Głos Yamase jeszcze gwałtowniej się załamał.

- Wymiana gazowa, emisja ciepła… nic. Żadnych znaków życia.

- Pójdę to sprawdzić. – powiedział raptownie Shion.

- Idę z tobą.

Wskoczyli na rowery i zaczęli pedałować najszybciej, jak umieli. Ten środek lokomocji zyskał niezwykłą popularność w ciągu ostatnich kilku lat i ze statystyk wynikało, że przeciętny mieszkaniec posiadał 1,3 roweru. Buty do joggingu także nieźle się sprzedawały. Częściej niż wygodne środki transportu, ludzie wybierali chodzenie na piechotę, jazdę na rowerze i inne sposoby przemieszczania się z pomocą własnego ciała. Popularne czy nie, dla studentów takich jak Shion, coś tak przystępnego cenowo, co łatwo się prowadziło i nie trzeba było napędzać tego żadnym paliwem, było raczej koniecznością.

W obrębie Parku obowiązywały ograniczenia prędkości nawet dla rowerów. Shion pedałował przy otwartej przepustnicy po pochyłej ścieżce, po której, w normalnej sytuacji, zjechałby bez dodatkowego napędzania kół. W dzisiejszych czasach prawie każdy nowoczesny pojazd wyposażony był w specjalny mechanizm ograniczający, który go automatycznie hamował, gdy przekroczył pewną prędkość. Rowery nie były wyjątkiem, a mechanizm ten zazwyczaj wbudowany był w drążek hamulcowy. Lecz Shion posiadał trochę starszy model, który nie miał urządzenia ograniczającego. Musiałby zapłacić mandat, jeśli dowiedziałby się o tym Wydział Transportu, lecz w tej chwili cieszył się, że może jechać tak szybko, jak się dało.

Dotarł do cichego miejsca ukrytego między drzewami. Pod baldachimem szeleszczących liści nieruchomo stał Sampo. Jego przechylona na bok głowa nadawała mu wygląd zamyślonego lub zaskoczonego.

- Sampo. – w odpowiedzi na głos Shiona, LED-owe oczy robota zaświeciły się na zielono. Shion zajrzał za ławkę i zamarł.

- Shion, co się stało? – Yamase nadszedł chwilę później i wydał z siebie zduszony jęk.

Mężczyzna leżał za ławką, tak jakby się za nią ukrywał. Miał otwarte usta, a jego szeroko wytrzeszczone oczy tępo patrzyły w przestrzeń. Twarz wyrażała raczej zaskoczenie niż strach czy ból. Wyglądał, jak gdyby na kilka sekund przed śmiercią zobaczył coś szokującego. Jego włosy miały śnieżnobiały kolor, a na policzkach widniały przebarwienia wyglądające jak plamy starcze. Skóra poorana była głębokimi zmarszczkami. Musiał być już naprawdę stary.

To ubranie jest chyba trochę zbyt krzykliwe jak na jego wiek. – zauważył w duchu Shion, spoglądając na jasnoróżową koszulę, którą mężczyzna miał na sobie.

- Yamase-san, czy mógłbyś zawiadomić Biuro Bezpieczeństwa?

- Hę? Ach… ach tak, oczywiście. Pewnie. Daj mi minutkę… Halo? Eee, tu Biuro Administracji Parku, kłaniam się…

Na wpół słuchając Yamase drżącym głosem przedstawiającego sytuację, Shion ostrożnie dotknął mężczyzny.  Stężenie pośmiertne objęło już całe ciało.

- To niemożliwe. – mruknął z niedowierzaniem.

Zbyt wcześnie.

Stężenie pośmiertne zaczynało się przynajmniej godzinę po śmierci – a najczęściej dwie albo trzy. Najpierw sztywniała szczęka, a następnie wszystkie części ciała w kierunku nóg. Z tego by wynikało, że ten mężczyzna musiał być martwy już od kilku godzin. Lecz trzydzieści minut wcześniej ciała jeszcze nie było. W innym wypadku Sampo na pewno by je zauważył. Shion miał pewność, że wtedy na tej ławce siedziała żywa osoba, ponieważ sensory Sampo wykryły funkcje życiowe człowieka. Oczywiście nie posiadał dowodów na to, że martwy mężczyzna i osoba z ławki to ten sam człowiek. W każdym razie, ciężko było uwierzyć w to, co tu się stało. To niemożliwe, by  ciało osoby, żyjącej jeszcze pół godziny wcześniej, mogło w tak krótkim czasie przejść kompletny proces stężenia pośmiertnego. A zatem – czy był jeszcze ktoś, kto siedział na ławce, zupełnie nieświadomy obecności trupa?

Niemożliwe.

Shion puścił ramię mężczyzny, sztywniejsze i zimniejsze nawet od mechanicznej kończyny Sampo. To było niemożliwe. Nawet jeśli mężczyzna długo leżał niezauważony, robot na pewno by go podniósł. Toteż istotnie, Sampo zareagował na jego obecność, kilka minut temu wysyłając sygnał o „nierozpoznawalnym obiekcie”. Oznaczało to, że pół godziny wcześniej ciało tu jeszcze nie leżało.

Wydało mu się, że zwłoki się poruszyły. Rzecz jasna, to tylko wyobraźnia płatała  mu figle. Lecz… nagle Shion wydał zdławiony okrzyk przerażenia. Bo oto szczęka mężczyzny, całkowicie sztywna jeszcze chwilę temu, teraz zaczynała luzować swój zacisk. Poczuł smród rozkładu. Ciało leżało twarzą do ziemi, więc mógł zobaczyć pewną niepokojącą rzecz: czarno-zielony nalot, który pojawił się za uszami i powoli rozprzestrzeniał się na skórze. Zdecydowanie tego wcześniej tam nie było. A przynajmniej nie było to widzialne gołym okiem… Shion pochylił się niżej.

- Już jadą. – westchnął z ulgą Yamase. Samochód Biura Bezpieczeństwa zbliżał się bezdźwięcznie.

* * *

           

- Więc w przeciągu kilkunastu minut zaobserwowałeś kompletne stężenie pośmiertne i ciało od razu potem zaczęło gnić? To niemożliwe. – osądziła Safu, chwilę po przełknięciu kęsa czekoladowego pączka. Bar z fast-food’em, w którym siedzieli, znajdował się w starszej części miasta, ruchliwej i pełnej mieszkańców wszystkich ras i kolorów skóry.

- I jeśli mówisz, że poczułeś odór zgnilizny, to znaczy że proces rozkładu już się zaczął, prawda? Nie ma mowy. Nawet w środku lata zajęłoby to co najmniej trzydzieści godzin – mam rację? By stężenie mogło całkowicie się rozprzestrzenić.

- W odpowiednich warunkach zabrałoby to trzydzieści sześć godzin latem, trzy do siedmiu dni zimą i sześćdziesiąt godzin w warunkach, jakie mamy teraz. Tak mówią podręczniki. – odrzekł Shion, odwracając wzrok od twarzy Safu i pociągając łyk herbaty z filiżanki. Poczuł ogarniającą go melancholię. I zmęczenie.

- Biuro Bezpieczeństwa robiło ci trudności? – Safu spojrzała na niego uważnie. Krótko przycięte włosy okalały jej delikatną twarz i wielkie oczy, które nadawały jej tajemniczego uroku. Ona także zdobyła jeden z najwyższych wyników w egzaminie na inteligencję dwulatków. Była jedną z tych kolegów z klasy, z którymi uczył się jeszcze przed dziesiątym rokiem życia. A obecnie, w wieku szesnastu lat, mógł powiedzieć, że Safu to jedyna osoba, z którą utrzymywał bliższe stosunki. Specjalizowała się w fizjologii i za niedługo miała jechać na wymianę do innego miasta.

- Jednak mimo wszystko to nie była naturalna śmierć, więc nic dziwnego, że byli podejrzliwi. To właśnie dlatego tak cholernie długo cię przesłuchiwali, prawda?

Safu, którą Shion znał ze szkoły, była małą cichą dziewczynką. Najprawdopodobniej tak samo zachowywała się na ćwiczeniach w laboratorium. Lecz kiedy przebywała sam na sam z nim, często się uśmiechała, z chęcią jadła i nie używała swojego formalnego tonu głosu. Shion wysączył łyk herbaty i wolno potrząsnął głową.

- Ech, nie było tak źle, jak myślałem.

Prawdę mówiąc, przesłuchanie Biura Bezpieczeństwa trwało zaskakująco krótko. Jedyne co zrobili, to skonfiskowali dane z dysku twardego Sampo i zażądali wyjaśnień od ich dwójki. Zrobiło się trochę mniej przyjemnie, gdy urzędnicy dowiedzieli się, że Shion obecnie mieszka w jednej z dzielnic starego miasta, blisko Zachodniego Bloku, lecz on już dawno przywykł do takiego traktowania i nie przejął się tym.

- Więc czemu jesteś tym tak przybity? Przedstawiasz obraz nędzy i rozpaczy.

- To… po prostu nie wydaje się właściwe.

- Stężenie pośmiertne i czas jego rozprzestrzeniania?

- Tak. Sama tak powiedziałaś, Safu. To nie jest możliwe. Masz rację. Nie istnieją takie warunki, które mogłyby przyspieszyć proces stężenia pośmiertnego aż do takiego stopnia.

- Mówiąc to, masz na myśli warunki temperaturowe i wilgotność oraz jeszcze jakieś inne zewnętrzne oddziaływania, tak? Bo bez przeprowadzenia autopsji nie dowiesz się, czy istniały również ewentualne przyczyny wewnętrzne.

- Wewnętrzne przyczyny… jak na przykład co?

- Na przykład, jeśli osoba była kompletnie wyniszczona, nie zesztywniałaby tak bardzo i nie trzeba by długo czekać na stężenie. U ludzi zatrutych fosforem i u niemowląt, podobno następuje to natychmiast…

- On definitywnie nie był niemowlakiem, to mogę ci powiedzieć od razu.

Safu z oburzeniem pociągnęła nosem, obrzucając Shiona piorunującym wzrokiem.

- To był tylko przykład. Jesteś uszczypliwy jak zawsze, jakby inaczej? To się w ogóle w tobie nie zmieniło. Lecz myślę, że i tak niewiele możemy tu zdziałać, bo nie dysponujemy żadnymi informacjami. 

- Taa... – Shion niemrawo skinął głową i bezwiednie przygryzł dolną wargę. Informacje, podręczniki, instrukcje… bywało, że stawały się kompletnie bezużyteczne. To, w co wierzył, że jest absolutnie pewne, mogło być w jednej chwili wywrócone do góry nogami i  zniszczone na jego oczach z taką łatwością… Już tego doświadczył cztery lata temu.